a uśmiech jakby wciąż żywy...
W tej mokrej tafli ,
srebrzysto zatopionej w nocy,
z sercem odbicia....
widzę ślepia mej duszy.
Muskając palcem ten chłód krystaliczny..
Nie wiem co mnie czeka.
Gnębię swoje „ja”...
...Nie daj się....
szeptają spróchniałe konary..
A ja zatapiam się w nią....
Pojąc me zmysły..
Swobodnym oddechem dławię strach,
Rozdrapuje rany...
Opadam tracąc grunt..
Delikatnie miotam wzrokiem po tafli odwrocie..
Noc spogląda na mnie tysiącami oczu..
Ja już nie patrzę ,
Gorący ziąb.. przysłania mi wzrok..
Jedynie dusza mnie prowadzi w głębię totalną...
Najpierw stopy..
Potem dłonie..
Strach....
A na końcu ostatni pęcherzyk życia ...
to Twojego autorstwa? poruszyło mnie...
OdpowiedzUsuń;]
...tak...zdarza mi się także coś napisać...:)
OdpowiedzUsuń